Bardzo, a to bardzo dziękuję za miłe komentarze.
Dziękuję Ani i Andrzejowi za inspirację.
Pierwsze koty za płoty.
Ten blog to takie miejsce gdzie mogę pisać o swoim kocie co chcę, kto będzie miał ochotę to będzie czytał.
Dla mnie to chronologiczny zapis dnia codziennego z życia koteczka.
W pracy staram się nie zanudzać innych, bo nie każdy lubi takich kocich opowieści.
Ale nie o tym chciałam pisać.
Więc po przywiezieniu Timona do naszego domu, biedne kocisko przemykało się po domu przez trzy dni.
Przez trzy dni spał pod naszą kanapą. Unikał z nam kontaktu. Była rozpacz ze strony córki, że kot jest dzik.
Tłumaczyłam żeby dać mu czas musi się oswoić.
Po owym okresie kotek bardziej się ośmielił, zaczął zwiedzać mieszkanie wszystko obwąchując. Nawet nastawiał się tak jakby chciał strzyknąć moczem każdy kąt, o mały włos a dostałam bym zawału jak to zobaczyłam. Ale to były pozory oznaczanie terytorium wszak kotek już wykastrowany.
Bawił się chętnie wędką i ganiał za piłeczkami, ale o pogłaskaniu, wzięciu na ręce lub przytuleniu można zapomnieć, Timon nie pozwalał na to, no i kolejna rozpacz bo kotek jest niedotykalski.
Ło matko i córko, kogo ja przygarnęłam, przecież miał być miziak i przytulak, tak zapewniała pierwsza właścicielka.
W następnym poście znowu coś naskrobię o początkach Tima w naszym domu.
Parę fotek rudego i do miłego.