Jak tam przed i po świętach? Bo u mnie koszmar. Przed świętami jakiś obłęd, ciągle ktoś na mnie krzyczy, wygania, przegania: "Timon nie kręć się pod nogami. Timon zostaw pierogi. Timon nie łaź po mokrej podłodze," itd.itd. Najgorsze dopiero było przede mną. Był jeden taki dzień gdzie przyszło sporo ludzi. Każdy chciał się witać, głaskać, miziać, coś okropnego tyle rąk. Przeczekałem tę ludzką euforię i wyszedłem z kryjówki kiedy był względny spokój. Załapałem się nawet na prezent, kolorowe piłeczki i myszki do zabawy. Najlepszy był taki kolorowy papier, który pozwolono mi niszczyć, drapać, dziurawić, super zabawa.
Potem był Sylwester. Jestem spoko gość nie boję się fajerwerków, no chyba że coś blisko huknie, to wtedy gacie trzeba sprawdzić. Zresztą pańcia wyjątkowo zostawiła otwartą szafę, że niby dla mnie jak będę się bał. Pańciowie wrócili bladym świtem. Ja z tej radości, że wreszcie są w domu, chciałem się bawić a oni padli jak kłody na łóżko i tyle. Mogłem przynosić piłeczki, biegać po brzuchu pańci, wyć najgłośniej jak się da... i nic, zero reakcji.
Na szczęście wszystko wróciło do równowagi. Ale najlepsze było to jak pańcia zachorowała i została w domu... z Timonkiem. 😸
Pozdrawiam z mojego punktu obserwacyjnego.